Jeśli chodzi o kreatywność, to ostatnio nie narzekam: kleję, wycinam, wydzieram, a także... stawiam. I wcale nie pasjanse, bo chyba wyrosłam już z tego, babki z piasku - też odpadają, bo pora roku mało stosowana, a i kobiecie w wieku... hmmm raczej poważnym, jakoś nie uchodzi...
Postawiłam ostatnio...
postawiłam mojemu mężowi...
O matko kochana...co ja tu wypisuję... jak kto ma jakieś skojarzenia to niech już teraz ustawia się do konfesjonału...
No dobra... postawiłm bańki!
Chrychało moje mężysko strasznie! W końcu się ulitowałam i z wielka nieśmiałością a właściwie z duszą na ramieniu - zadziałałam bez skutków ubocznych a te wszystkie NFZ-ty się schowają... Bez kolejek, rejestracji, wyczekiwania wyleczyłam mojego slubnego! Delikwent cały i zdrowy po mojej kuracji poszedł do pracy i czuje się jak nowo narodzony co oznacza, że w Far Cry rżnie jak ta lala no i w końcu mogę się wyspać, bo nie kaszle jak stary zdezelowany maluch.
Przydała się ta moja kreatywność i jakby humor mi się poprawił :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję :)